OBRAZ ZBRODNI W USG

Obraz zbrodni w USG

Film „Nieplanowane” otwiera oczy na zło aborcji

Obraz wejdzie na ekrany polskich kin 1 listopada. Odniósł już sukces w Stanach Zjednoczonych: przemienia sumienia i myślenie ludzi o największej
hańbie naszych czasów. Wstrząsający film opowiada o historii
życia Abby Johnson, nawróconej aborcjonistki, i o kulisach
biznesu aborcyjnego. Dzień, w którym zobaczyła, jak 13-tygodniowy chłopczyk
walczy o życie, uciekając przed narzędziem lekarza, zmienił wszystko. Jako dyrektor centrum aborcyjnego Planned Parenthood jest współodpowiedzialna za zabicie 22 tysięcy
dzieci. Sama miała dwie aborcje. Gdy na własne oczy ujrzała śmierć bezbronnego dziecka,
podjęła decyzję o odejściu z ludzkiej „rzeźni”. – To, czego nie uświadamiałam sobie w pełni
i nie przyjmowałam do wiadomości, to fakt, że dziecko w tak wczesnym stadium rozwoju
może odczuwać ból i reagować na niego – mówi Abby Johnson w poruszającej rozmowie z „Naszym Dziennikiem”. Nie chciała dłużej krzywdzić kobiet, kłamać o „bezpiecznej aborcji”. Dołączyła do prężnie działającego w USA ruchu obrońców życia. – Wierzę, że Bóg obdarzył mnie bardzo szczególnym powołaniem: mam mówić innym prawdę o aborcji i robić wszystko, co w mojej mocy, żeby stała się ona czymś niewyobrażalnym – podkreśla
Abby Johnson. Razem ze współpracownikami pomogła wyrwać się z sideł przemysłu
aborcyjnego ponad 550 osobom i siedmiu lekarzom przeprowadzającym aborcje.

Coraz więcej osób poznaje Pani historię dzięki filmowi „Nieplanowane”,
który 1 listopada wchodzi na ekrany polskich kin. Ilu widzów już go obejrzało
w USA?
– Trudno powiedzieć, szczególnie teraz, gdy w Stanach Zjednoczonych i w
Kanadzie film pojawił się na DVD. Nie śledzę informacji o frekwencji.

To prawda, że Ashley Bratcher, która gra Panią, podczas kręcenia filmu
dowiedziała się, że także jej matkę nakłaniano do aborcji, gdy była z nią
w ciąży?
– Tak, jej matka poszła do centrum aborcyjnego, opłaciła „procedurę” i leżała już na stole operacyjnym, przygotowana do aborcji. Wtedy do sali weszła pielęgniarka w bardzo zaawansowanej ciąży. Widok jej brzucha otworzył oczy matce Ashley na to, co tak
naprawdę zamierza zrobić. Wstała ze stołu, wyszła z placówki aborcyjnej i wybrała życie.

Dochodzą do Pani sygnały od ludzi, którzy zmienili sposób myślenia i decyzje po obejrzeniu filmu „Nieplanowane”?
– Dostaję niezliczone e-maile od osób, które poszły na ten film nastawione
sceptycznie, bo popierały aborcję, a po obejrzeniu go postanowiły podzielić się, że przedtem naprawdę nie miały pojęcia, czym jest aborcja. Po tym, jak zobaczyły film, już nie
mogą jej popierać.

Ten film ma wspaniałą siłę przemiany serc, wypływającą z autentyczności,
z faktu, że ta historia naprawdę się zdarzyła. Jak się ogląda film o sobie samej?
– Rzeczywiście trudno się go oglądało, gdyż pokazuje tę część mojego życia,
w której podejmowałam najgorsze decyzje. Czas, w którym byłam najgorszą
wersją samej siebie. Nie miałam innego wyboru, jak tylko starać się patrzeć na
siebie w tym filmie w taki sposób, w jaki Bóg widzi mnie obecnie. Obdarowaną
przebaczeniem, odkupioną i teraz żyjącą po to, by ratować życie.

Czy chwila, w której zrozumiała Pani, czym jest aborcja, wyglądała tak jak na filmie?

– Jako kobieta po dwóch aborcjach, pracująca wcześniej w pomieszczeniu, do którego zabierano dzieci wyrwane z łona matek, wiedziałam, czym jest aborcja. Wiedziałam, że w jej wyniku umiera dziecko. To, czego nie uświadamiałam sobie w pełni i nie przyjmowałam
do wiadomości, to fakt, że dziecko w tak wczesnym stadium rozwoju może odczuwać ból i reagować na niego. Tamtego dnia, który odmienił mnie na zawsze, zobaczyłam reakcję
„walcz lub uciekaj”, która dotyczy każdego z nas, także dziecka w łonie matki. Dowiedziałam się tego w tragicznych okolicznościach: tamten chłopczyk stracił
życie na moich oczach. Jego pamięci chcę poświęcić resztę życia walce o te
dzieci i ich matki. Twórcy filmu przedstawili to całkiem wiernie. Musieli skrócić i skondensować przebieg zdarzeń. Świadkiem aborcji wykonywanej za pomocą USG byłam
26 września, poszłam do Koalicji na rzecz Życia 5 października, a pracę [w
Planned Parenthood] rzuciłam 6 października. Nie wybiegłam z pokoju w
trakcie aborcji, jak zostało to pokazane na filmie, nie poszłam też do łazienki i
nie płakałam. Poszłam do swojego biura, a wieczorem tego dnia rozmawiałam o
tym, co zaszło, z mężem. Przeżywałam udrękę i niepewność, starając się usprawiedliwić
to, co widziałam. Nadal wykonywałam swoją codzienną pracę, a nawet przeprowadzałam wywiady promujące działalność Planned Parenthood. Po kilku dniach stwierdziłam, że nie
mogę już więcej tu być w dniu, w którym wykonywana będzie aborcja. Nie przeprowadzano jej od dnia, w którym widziałam śmierć tamtego dziecka, do
dnia, gdy odeszłam. To, co się teraz liczy, to to, że w końcu odeszłam i że
wielu innych pracowników odchodzi w rekordowym tempie. Nawrócenia zdarzają
się naprawdę, każdego dnia!

Sądzi Pani, że szczególnym zadaniem Pani jest mówienie światu, czym jest
aborcja i przemysł aborcyjny?

– Tak. Wiem, że Bóg nigdy nie chciał, bym pracowała w tamtym ośrodku.
Wiem, że nigdy nie chciał, bym doświadczała aborcji, w jakimkolwiek
charakterze [pacjentki czy pracownicy]. On wiedział, że jednak podejmę taką
decyzję i wezmę udział w niezliczonych aborcjach. Znał moje grzechy, jeszcze
zanim je popełniłam, a jednak przyszedł mi na ratunek. Ponieważ mam wiedzę
i wgląd w tę rzeczywistość, jakie dały mi przebyte aborcje i praca w tym biznesie,
naprawdę wierzę, że Bóg obdarzył mnie bardzo szczególnym powołaniem:
mam mówić innym prawdę o aborcji i robić wszystko, co w mojej mocy, żeby
stała się ona czymś niewyobrażalnym.

Po opuszczeniu Planned Parenthood założyła Pani organizację „A potem
żadnych już nie było”. Ilu pracowników biznesu aborcyjnego porzuciło go i
zgłosiło się do Pani organizacji?

– Nasza posługa polega na zwalczaniu kłamstw przemysłu aborcyjnego poprzez
dzielenie się osobistymi doświadczeniami dawnych pracowników. Pomogliśmy
już w odejściu ponad 550 osobom i 7 lekarzom przeprowadzającym aborcje.
Nie ma nic potężniejszego w zwalczaniu aborcji niż historie nawróconych
pracowników tego przemysłu.

W specjalnym przesłaniu do Polaków mówi Pani, że świat i Kościół katolicki
potrzebują silnej Polski. O co szczególnie powinniśmy dziś zadbać w
kwestii wychowania młodzieży i troski o rodzinę?

– Potrzeba dziś, by wierne katolickie rodziny trzymały się doktryny wiary.
By przez całe życie wychowywały swe dzieci do wartości. By rodzice przyjmowali
swe dzieci z otwartymi ramionami, również gdy znajdą się w ciąży, a nie pozbywali się ich ani nie wstydzili. By przekazywali katolicką naukę o ludzkiej płciowości swoim dzieciom,
by przypominali im te prawdy przez cały okres dojrzewania, aż po czas narzeczeństwa i małżeństwa.

Po opuszczeniu Planned Parenthood dołączyła Pani do Kościoła katolickiego.
Czy dziś z mężem są Państwo katolikami? Co to zmieniło w Państwa życiu?

– Tak, mój mąż i wszystkie nasze dzieci są wiernymi, praktykującymi
katolikami. Pełnia prawdy, jaką odnaleźliśmy w Kościele katolickim,
uczyniła moje małżeństwo i rodzinę silnymi, a otwartość na życie przyniosła
nam prawdziwe uzdrowienie, w przeciwieństwie do życia przez osiem lat
w kontrkulturze śmierci, w Planned Parenthood.

Film ukazuje prawdę o aborcji, ale mówi także o przebaczeniu i miłosierdziu.
Jak w Pani życiu przebiegało to przebaczenie samej sobie?

– Przebaczenie i uleczenie to droga, a nie punkt docelowy. Cały czas nią
idę, jak zresztą każdy. Wiem, że uzyskałam przebaczenie i podjęłam świadomą
decyzję, by przebaczyć sobie samej, moje działania przypominają mi
o tym. Móc uczynić coś dobrego, a zaniechać tego to grzech, więc staram
się dawać i służyć, i czynić wszystko, co w mojej mocy, by położyć kres aborcji
– w ten właśnie sposób przypominam sobie o przebaczeniu.

Jak zmieniły się postawy Amerykanów wobec aborcji w ostatnich latach?
Czy ruchy obrońców życia się rozwijają?

– W ostatnich latach wszystko przeniosło się do internetu. Młodsze pokolenia
chcą na wszystko dowodów naukowych. Kiedy wchodzą w internet
i widzą dowody naukowe potwierdzające, że dziecko w łonie matki jest
człowiekiem, coraz więcej z nich kwestionuje dopuszczalność aborcji i ostatecznie
przechodzi na stronę życia. Kiedy co roku przyglądam się różnym marszom i zgromadzeniom w moim kraju, widzę, że na imprezach obrońców
życia dominują radośni młodzi ludzie płci obojga, a zgromadzenia „pro-choice”
zdominowane są w znacznej mierze przez rozzłoszczone, starsze kobiety.
Myślę, że odzwierciedla to dobre rzeczy, jakie dzieją się w ruchu obrońców
życia. Wygrywamy tę walkę, powoli, ale pewnie.

ŹRÓDŁO NASZ DZIENNIK NR 244 STR. 1 , 18

2019 r. 10.19